sobota, 7 września 2013

Nowości


Dziękuję serdecznie za liczne komentarze dotyczące poprzedniego posta! Zauważyłam, że nie tylko ja mam odwieczne ,,problemy" z tymi zakupami ;)

A żeby było ciekawiej dziś. Pochwalę się nowymi nabytkami ;)




Od lewej:
Kallos Serical Crema al Latte - maska do włosów z proteinami mlecznymi,
Bubchen - oliwka dla dzieci  z masłem shea i olejkiem słonecznikowym
Dove - kremowy żel pod prysznic
Dove - balsam ujędrniający
Tangle Teenzler - tutaj chyba nie muszę nic dodawać, gdyby nie duża promocja nie kupiłabym
Dove Intensywna regeneracja- maska do włosów z kreatyną
Essence Me&My Ice Cream - kuleczki rozświetlające


 La Roche-Posay 
od lewej:
Hydraphase UV Intense Legere - krem intensywnie nawilżający na dzień z filtrem UV
Woda termalna 
Effaclar K - krem na zaskórniki (więcej: KLIK)
Effaclar - żel do mycia twarzy (dostałam jako gratis do kremu Effaclar K)
Toleriane - mleczko do demakijażu (to jest PRÓBKA jaką dostałam!!!)

O kosmetykach napiszę z osobna szerzej :)


Dla tego też, że świruję już ze strachu przed zimą kupiłam sobie na przecenie kapcie :) Przytulne i cieplutkie :)





I z ostatniej chwili, bo w pisaniu tego posta przeszkodził mi doręczyciel:




Zabieram się za rozpakowywanie! ;) A o zamówieniach w H&M napiszę notkę, bo to ma wiele wspólnego z filozofią moich zakupów :)

Miłego weekedu!


EDIT: Zapomniałam dodać, że wygrałam na blogu Idalia Makeup&Beauty Blog w  konkursie KLIK > SERDECZNIE DZIĘKUJĘ !!! :) Jest to moja pierwsza wygrana w konkursie blogowym :)

środa, 4 września 2013

Kupić? Czy nie kupić? Oto jest pytanie.




Chyba większość z was miało taką sytuację, że coś się wam bardzo spodobało. Nie mówię tutaj o przelotnym zauroczeniu. Mówię tutaj o co miesięcznej walce samej z sobą po wypłacie. Bo dana rzecz jest droga, bardzo droga i na Twoje realia finansowe nie do ogarnięcia. Lub jest do ogarnięcia (bo nie sądzę by ktoś na tyle się zagalopował by marzyć choć odrobinkę realnie o torebce Fendi za 10 000. $), ale to spowoduje że przez resztę miesiąca do następnej wypłaty będziesz klepać tzw. biedę.Gorzej wygląda sprawa gdy nie jesteś samodzielny finansowo.

Co w takiej sytuacji przeważnie się robi?

1. Odkłada pieniądze
2. Ryzykuje i nie płaci się za prąd itp.
3. Męczy rodziców, dziadków, chłopaka
4. Provident (tutaj musisz już desperacko czegoś pragnąć, by decydować się wydać na to podwójnie)
5. Pisze list do św. Mikołaja (rodzinna, zbiorowa składka)
6. - .... możesz dopisać swoje pomysły



Sposób jest wiele, cel jest jeden. Diabeł kusi, dane trendy niedługo się skończą, a Ty NARESZCIE masz kasę i idziesz dumny do sklepu, by wydać te ciężko zdobyte pieniądze. I tutaj przeważnie pojawiają się 2 problemy : 

1. WĄTPLIWOŚĆ : mały Sknera na ramieniu szepcze ci do ucha - zawracaj!  Patrz ile masz pieniędzy i ILE możesz za to mieć INNYCH, tańszych rzeczy. Jeżeli go posłuchasz to prawdopodobnie wylądujesz z pełną torbą innych drobiazgów i będziesz dumny, że AŻ tyle masz. W domu gdy rozpakujesz reklamówki nagle uświadomisz sobie, że w sumie to jednak wolałbyś mieć jedną, konkretną rzecz i wtedy nachodzą cię wyrzuty sumienia, że znów zaprzepaściłeś swoje marzenia. Jeszcze jednym rozwiązaniem jest zatrzymanie pieniędzy, które rozejdą się ,,na nic", bo w końcu powoli je wydasz na nic konkretnego i zostaniesz z niczym.

2. NIEUDANY ZAKUP : kupiłeś, masz i nagle ... uświadamiasz sobie, że ci to NIE PASUJE, do ciebie, do twojej garderoby lub tak naprawdę by z tego korzystać potrzebujesz jeszcze ....  . Czujesz się z tym czymś po prostu nie na miejscu. Jest Ci przykro, bo uświadamiasz sobie, że nie było warto.

Nie mówię, że nie ma ludzi odpowiedzialnych i świadomych, ale jest bardzo wielu, którzy naprawdę ŻAŁUJĄ i mają WYRZUTY SUMIENIA.



Żeby było fair opowiem swoją ostatnią wpadkę, która kosztowała mnie bardzo dużo pieniędzy. Musiałam kupić sobie nowego laptopa, bo stary padł. Ogólnie to wydawało mi się, że potrafię się przygotować do takiego zakupu. Wydawało - bo oprócz sprawdzenia mniej więcej cen w Internecie, w 3 sieciówkach nie miałam żadnego konkretnego modelu, wiedziałam tylko tyle, że ma być 17 i windows 8. Byłam w gorącej wodzie kąpana i dałam sobie wcisnąć przez sprzedawcę pierwszy lepszy model. Mój niby przemyślany zakup kosztował mnie różnicę w cenie 200 euro. Nie muszę chyba wspominać uczucia, gdy sobie to uświadomiłam.

Wiele, bardzo wiele rzeczy podobało mi się - ale tylko przez pewien okres czasu. Zauroczenie kończyło się na zmianie sezonu gdzie dana rzecz nie była już adekwatna do pory roku. Zawsze sobie potem myślałam, obiecywałam - kupię w następnym roku lub cieszyłam się, że nie kupiłam bo i po co? Następnym problemem z innej beczki było plucie sobie w brodę gdy czegoś jednak nie kupiłam, a powinnam. Bo np. w grudni są wyprzedaże, gdzie ceny za porządne obuwie zimowe są zredukowane, ale ja wtedy już mam jakieś niekoniecznie porządne, które do niczego nie nadają się na przyszły sezon, więc gdy przychodzi następny sezon  jesień\zima wydaje na gorszej jakości buty tyle ile wydałabym w grudniu na porządne buty, w których przechodziłabym na pewno minimum 2 sezony. Z drugiej strony jeżeli kupię coś na końcu sezonu to kto wie czy będę chciała to nosić w następnym?



Co robić?

* Jeżeli nie jesteś osobą ekstrawagancką i na co dzień ubierasz się ,,zwyczajnie" - nie kupuj modnej, drogiej  kwiecistej i kolorowej kurtki, w której będziesz czuć się durnie i która nie będzie pasować do niczego innego co masz w szafie. Zaczniesz automatycznie myśleć o zakupie pasujących ubrań.

* Nie oszczędzaj na butach! Ale miej na początek klasyczne modele, które pojawiają się od lat. Tak by i latami Ci służyły. Jeżeli takie już będziesz posiadać to wtedy ewentualnie możesz kupić coś co sezonowo jest modne - nie ryzykujesz tego, że będziesz zmuszona do chodzenia tylko w tych butach, będziesz miała zawsze alternatywę na wypadek gdybyś żałowała zakupu.

* Jesteś fanką jeansów? Sukienek? Inwestuj i wydawaj na to co nosisz na co dzień, co służy ci najbardziej. Szkoda wydawać masę kasy na zakup np sukienki, bez okazji, która ma wisieć w szafie i na nią czekać.

* Staraj się wyobrazić sobie z czym możesz połączyć nowy zakup, do czego z Twoich dotychczasowych rzeczy będzie pasować.

* Spójrz realnie na to co kupujesz. Jeżeli marzysz o Air Maxach, a masz rozmiar stopy 39-40 to miej pewność, że automatycznie Twoje stopy będą wyglądać jak dwa pustaki. Dla porównania jeżeli jesteś niska to miej świadomość, że maxi sukienka do ziemi jeszcze bardziej Cię skróci. Cała sprawa skończy się na tym, że nowa rzecz Ci zbrzydnie i będzie Ci przykro.

* Nigdy nie nosisz biżuterii, no może małe kolczyki, czasami zdarza się naszyjnik. Nagle chcesz zaszaleć i kupujesz drogi zegarek w modnym kolorze różowego złota. Jak myślisz, jak długo będziesz go nosić i jak szybko zacznie cię on irytować na ręce.

* Noś rzeczy dopasowane, które mają na TOBIE dobrze wyglądać. Nie kupuj np. danego modelu okularów przeciwsłonecznych tylko dla tego, że wg. Ciebie wszyscy go noszą. Jeżeli nie pasuje do Ciebie, to zawsze znajdzie się palant, który Ci to serdecznie powie, a wtedy Ray Bany do szuflady.

Lista pewnie mogłaby być dłuższa. Ja postanowiłam nie przeglądać stron z ubraniami. Postanowiłam na spokojnie sobie przemyśleć, czego ja sama tak naprawdę w nadchodzącym sezonie potrzebuję. Co lubię i co mi służy, co do mnie pasuje. I będę to starała się dalej pokazywać na tym blogu.




wtorek, 3 września 2013

Łamliwe paznokcie


                                                                                              (weheartit.com)

Przez bardzo długi okres czasu nie potrafiłam zapuścić moich paznokci - zaraz po delikatnym odrośnięciu paskudnie się łamały, rozdwajały. Każdy nawet krótki kontakt z wodą powodował, że mogłam je od razu ściąć. Piłowanie? Kończyło się na drugi dzień rozdwojeniem. Ktoś mi polecił tabletki (włosy+paznokcie - nie pomogły), ktoś inny żebym moczyła codziennie 10-15 minut w cytrynie (nie jestem typem człowieka który ma czas i ochotę codziennie siedzieć z dłońmi w misce z cytryną chociaż przyznam, że taki zabieg raz w tygodniu jest bardzo przydatny, chociażby dla tego że fajnie usuwa odbarwienia spowodowane lakierem do paznokci - tak, tak nie używałam wtedy żadnej bazy), jeszcze ktoś mądrzejszy polecił, żebym sobie po prostu zrobiła TIPSY. No bez przesady!
Tak więc żyłam sobie z tymi moimi łamliwymi paznokciami dobrych parę lat, do tego smarowałam je olejkami i odżywkami i nadal nic. Domowe porządku wykonywałam jedynie w grubych, gumowych rękawicach - szkodziło mi nawet przecieranie kurzu wilgotną szmatką!

Banalne i niewiarygodnie pomocne okazało się zrobienie sobie zabiegu z parafiny. Oprócz połamanych paznokci miałam problemy z przesuszonymi dłońmi. Zrobiłam sobie raz w salonie manicure z zabiegiem parafinowym i po wyjściu miałam mieszane uczucia. No fakt, paznokcie wyglądały ładnie, dłonie ,,zbielały", skórki przy paznokciach także były ładne i zadbane. Efektu delikatnych dłoni nie odczuwałam, dopóki koleżanka nie spytała dla czego mam takie delikatne i miękkie dłonie. To mi dało wiele do myślenia i od tamtej chwili obiecałam sobie powtarzać owy zabieg.

Problem - moim głównym zabójcą wszelkich planów przede wszystkim jest czas. Z powodu pracy nie mam czasu ani ochoty na nic. Nie jestem w stanie regularnie chodzić na regulację brwi a co dopiero na manicure, na który trzeba zrobić termin, a potem biec na niego w stresie lub odpuszczać sobie. Jedynym dniem w tygodniu, w którym mogę spokojnie zająć się sobą jest niedziela - a wtedy wszystkie salony są zamknięte.

Zabieg parafinowy sam w sobie jest banalny. Parafinę rozpuszcza się w specjalnym urządzeniu - lub w garnku jeżeli ktoś woli. Po ścięciu skórek, oczyszczeniu płytki paznokcia itp. robi się peeling, następnie nakłada się baaardzo grubą warstwę maski, dłonie zanurzamy w parafinie, wkładamy do foliowych rękawiczek a następnie w rękawice frotte i tak sobie siedzimy 15-20 minut.

Ja postanowiłam, że zainwestuje we własne urządzenie i kupiłam je z kompletem rękawic, pędzlem do nakładania maski, rękawiczkami foliowymi i parafiną na eBayu.  Parafiniarkę można znaleźć na allegro za ok. 100zł.


Efekt. 
Parafina sama w sobie nie ma żadnych właściwości kosmetycznych - nie naprawia paznokci, ani nie nawilża skóry dłoni/stóp. Spotkałam się z opiniami, że parafina nawilża skórę - osobiście nie jestem ekspertem, ale uważam że to bzdura. Ona sama w sobie jest tłusta przez co tworzy tak jakby film na skórze, świetnie utrzymuje ciepło i POMAGA dogłębnie wchłonąć się kremom i maskom, jakich używamy przy zabiegu. Parafina przez swoje ciepło polepsza krążenie, otwiera pory dzięki czemu kosmetyk lepiej się wchłania, a co za tym idzie daje efekty i lepsze uczucie.



Jak często? 

Ja zabieg powtarzałam na dłonie i stopy co 2 tygodnie. Używałam do tego zwykłemu kremu do rąk i delikatnego peelingu do ciała. Nie chciało mi się inwestować w specjalistyczne preparaty. Paznokcie udało mi się zapuścić! Stały się mocne, dłonie miękkie, skórki rzadziej obumierały. Jak długo to trwało? Hmm myślę, że wystarczyły 3 zabiegi. Inwestowałam jedynie w parafinę, bo jednak troszkę jej potrzeba, najlepiej od razu zakupić 2 kg. Sama w sobie jest bardzo wydajna, jedynie w parafiniarce aby móc dobrze zanurzyć dłoń lub stopę potrzebna jest większa ilość. Jedyne co mnie denerwuje to czas jaki potrzebny jest, aby parafina się rozpuściła i następnie odczekanie, aż przy odpowiedniej konsystencji jest odpowiednia temperatura, która umożliwi nam zanurzenie dłoni -  co chwilę wkładam jednego palca by sprawdzić czy ,,już"

Bardzo się cieszę z tej inwestycji, bo nie muszę wydawać pieniędzy u kosmetyczki na rzeczy, które jestem w stanie zrobić sama w domu, nie mam stresu i robię to wtedy kiedy mam ochotę i czas. Wiem, że tej jesieni i zimy nie będę cierpiała z powodu popękanych dłoni. Jeżeli ktoś już piszę list do św. Mikołaja lub zaczyna o tym myśleć (ja tak!) to warto wpisać do niego parafiniarkę. Najbardziej bezcenną rzeczą jest spokój jaki nareszcie mam z tymi moimi paznokciami i dłońmi. O nic się już nie martwię i mogę się teraz skupić troszkę bardziej na odbudowie włosów.

Zmiana o 180 stopni - zaliczona!


poniedziałek, 19 sierpnia 2013

To się nazywa zmiana o 180° !




Jakby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości - MOŻNA :) 



PUPA Lasting Color 50's Dream, lakier do paznokci 205 Candy Pink

PUPA Lasting Color 50's Dream jest to kolekcja z wiosny tg. Inspirowana latami 50 i vintage ma sprawić, że poczujemy się bardziej kobieco. Linia sama w sobie jest naprawdę bardzo wiosenna, delikatna a zarazem odważna i zdecydowana.
Ja jestem szczęśliwą posiadaczką lakieru do paznokci, pomadki i satynowych cieni.


Dzisiejsza recenzja będzie dotyczyła produktu, którego zużyłam najwięcej - lakieru do paznokci w kolorze 205 Candy Pink.





Tak jak już wspominałam, dostałam te kosmetyki w prezencie u mnie w pracy więc nie miałam wpływu na kolor lakieru. Lubię mieć pomalowane paznokcie, a ich kolory zmieniają się wraz z porami roku (np. nigdy nie pomaluje na czerwono paznokci w okresie wiosenno-letnim).

Odcień Candy Pink w ogóle nie sprawdził się na początku naszej wspólnej przygody ponieważ dostałam go przed wakacjami i jakimkolwiek kontaktem ze słońcem. Moje dłonie były blade, a odcień wydawał mi sie wtedy brzoskwiniowy i brzydko współgrający z odcieniem skóry. Dopiero po uzyskaniu letniej opalenizny zdecydowałam się go używać i zakochałam się bez pamięci. Kolor z jednej strony jest krzykliwy, ale dzięki delikatnym, perłowym drobinkom wydaje się być bardziej stonowany, a co za tym idzie nie sprawia wrażenia tandety.

Pędzelek jest malutki więc łatwo można nakładać go na paznokieć bez brudzenia skórek.

Konsystencja lakieru nie jest ani rzadka ani zbyt gęsta, z łatwością się go rozprowadza. Dodatkowo lakier pomimo braku zapewnień o tym ze strony producenta - szybko schnie. Ja mam zawsze ten problem z lakierami, że nawet gdy wyschną i kładę się spać - to zawsze odbije mi się coś na paznokciu.

Co do nakładania warstw to jednak najlepszy efekt daje pomalowanie paznokcia dwa razy. Nie jest to jednak denerwujące, bo nie musimy długo czekać, aż pierwsza warstwa wyschnie.

Buteleczka jest mała i  lakieru prawie nie ma (chociaż na zdjęciu wygląda jakby był pełny), wakacje się kończą więc to jak dla mnie świetny sezonowy lakier do paznokci, który nie będzie mi zajmował miejsca w szafce do przyszłego roku i sechł (mam obecnie zbyt małą lodówkę by upychać tam jeszcze moje lakiery!).

Cena ok. 26 zł na cały sezon letni naprawdę jest dobrą ceną, zważając na bardzo dobrą jakość.

Jeżeli ktoś lubi eksperymentować z paznokciami to PUPA ma świetne zestawy :


 Na oficjalnej stronie są też tutoriale KLIK jak poprawnie uzyskać efekt np. bąbelków
Ja osobiście chętnie sprawdziłabym French Effect (lewa, dół) gdyby były może trochę inne opcje kolorystyczne, a frencha wykonałabym ,,po swojemu".

 Bardzo pozytywnie oceniam lakier 50's Dream i nie będę bała się zaryzykować kolejnego zakupu ;)


niedziela, 18 sierpnia 2013

PUPA MILANO - trochę o marce + zapowiedź recenzji


 PUPA jest to włoska marka z Mediolanu (jedna z 5 wiodących we Włoszech).  Nazwa pomimo tego, że nie brzmi za ciekawie w Polsce tłumaczy się jako lalka. Firma odniosła swój sukces dzięki zestawom kosmetycznym, na które od zawsze miałam ochotę spotykając je w różnych magazynach lub widząc w sklepach. Mieli śliczne i kuszące opakowania. Idąc z duchem czasu pojawią się nowe kolekcje palet kosmetycznych, obecnie zamknęli produkty do oczu i ust m.in. w ... laleczkach ;)

PUPA ma na uwadze także osoby ceniące sobie klasykę :)

Wchodzą na stronę internetową KLIK, PUPA przywodzi mi na myśl markę MAC. Jeżeli ktoś nie zna tej firmy, a chciałby wiedzieć więcej lub znaleźć kosmetyki w swoim mieście (w moim dostępne są m.in. w Sephorze, Dogulasie) to może o niej poczytać i odnaleźć sklep w swoim mieście  na stronie dystrybutora KLIK ,

 Jakiś miesiąc temu dostałyśmy z koleżankami z pracy od jednej z klientek w podziękowaniu kosmetyki. Każda z nas co innego. Owa Pani ma swój salon kosmetyczny i używa w nim m.in. kosmetyków marki PUPA . Dopasowała wg. siebie to co najlepiej pasuje dla nas (doszło to do nas gdy każda rozpakowała swój pakunek). W torebeczce z moim imieniem znalazłam :

PUPA ULTRAFLEX Mascara ok. 60zł

Maskara pomimo swojej małej szczoteczki ma za zadanie umożliwić precyzyjną aplikację. Obiecane jest też, maksymalne wydłużenie i podkręcenie dzięki polimerom i składnikom modelującym.


Miss PUPA 50's Dream Rosetto Ultra Brillante, pomadka 305 Candy Pink ok. 60zł
O kremowej konsystencji, długotrwała, zachowuje na ustach intensywność koloru (standardowy opis pomadki). Tutaj wspomnę tylko, że byłam bliska zawału serca. 

Miss PUPA 50's Dream Luminys Silk, cienie do powiek 403 Dusty Beige ok. 55-60zł

Satynowy cień do powiek z drobinkami pereł. Do stosowania zarówno na sucho jak i na mokro.

PUPA Lasting Color 50's Dream, lakier do paznokci 205 Candy Pink ok. 27zł

Żywe perłowe kolory z efektem już po pierwszej aplikacji.

Moje koleżanki, które oprócz PUPA znalazły też u siebie niektóre produkty z Alessandro w ogóle jej NIE ZNAŁY. I to prawda, że firma pomimo pojawiania w kolorowych magazynach nie jest jakoś szczególnie powszechna.  Mogąc teraz sprawdzić jak bardzo te kosmetyki są warte swojej ceny postanowiłam, że każdy z kosmetyków opiszę z osobna i zapowiadam Wam w przyszłym czasie ich recenzje.
Chętnie posłucham także Waszych opinii na ten temat.

PUPA Ultraflex Mascara



Jakieś dwa lata temu podczas odwiedzin u koleżanki przyjechała do niej mama z Polski i przywiozła ze sobą mascarę PUPA Ultraflex. Podczas serii och i achów w jej wykonaniu postanowiłam też wypróbować tej mascary tym bardziej, że mi ta firma obca nie była. Spróbowałam i od tamtej pory ,,czerwony tusz z PUPY" został w mojej świadomości do teraz.
Bardzo się ucieszyłam widząc ją pośród innych rzeczy sprezentowanych mi przez klientkę i obecnie codziennie jej używam.

Na górnej powiece mam rzęsy długie, ale cieniutkie i jasne. Na dolnej w ogóle ich nie widać i praktycznie też ich nie ma. Ciężko jest mi pomalować je mascarami z grubą szczoteczką, bo wtedy wszystko się odbija na powiece i muszę kombinować z pałeczką do uszu - a to denerwuje, szczególnie o wpół do 6 rano. Dla tego mała szczoteczka w Ultraflex bardzo ułatwia mi zadanie, nie odbija się ani na górnej, ani na dolnej powiece. Łatwo i zwinnie można nią operować i dozować ilość produktu.
Jeżeli chodzi o wydłużanie - tak, wydłuża i dodatkowo idealnie rozczesuje rzęsy. Jest to jedna z tych mascar, które mogę spokojnie używać bez eyelinera ponieważ tworzy taki ładny efekt wachlarza i rzęsy nie wydają się być przerzedzone. Jest to kosmetyk, który pomaga w walce z porannym brakiem czasu i nawet malując się w stresie nie osiągniemy efektu sklejonych rzęs. Ultraflex jest mascarą lekką, która nie obsypuje się. Nadaje spojrzeniu naturalnego wyglądu. 



Zalety:

+ bardzo wygodna mała szczoteczka, która świetnie ułatwia aplikację;
+ mascara się nie odbija na powiece i nie obsypuje po całym dniu
+ głęboka czerń nie ,,blednie" po upływie paru godzin
+ rzęsy równo się rozczesują i nie sklejają
+ wydłuża i podkręca rzęsy
+ nie obciąża 

Nie widzę wad więc wspomnę jedynie dla osób, które oczekują efektu pogrubionych rzęs, że ona nie pogrubia. Dla mnie osobiście nie jest to problemem, bo Ultraflex nie ma w koncepcji pogrubiać tylko wydłużać i modelować więc ani tego nie oczekuję, ani osobiście nie potrzebuję. Jeżeli jednak ktoś pomimo swoich upodobań do grubych rzęs chciałby jej spróbować, proponowałabym skomponować ją z eyelinerem.

Cena wynosi ok. 60zł / tutaj muszę przyznać, że cena jest wysoka, ale produkt jest wydajny, dzięki małej szczoteczce, która nie wybiera zbyt wiele tuszu na raz (dzięki temu także produkt zachowuje dłużej swoją świeżość).

Moja ocena : 5